Te dyżury nie przerastały nas medycznie, ale były psychicznie bardzo obciążające, niejedna łza się polała. Psychoterapeutki, które z nami pracują, cały czas mają co robić – opowiada dr Jakub Sieczko, pochodzący z Kielc specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, twórca grupy Medycy na granicy
Jakub Sieczko oraz ponad 40 innych medyków pomagało uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej od 7 października do 14 listopada.
Jakub Sieczko urodził się w Kielcach, ukończył I LO imienia Stefana Żeromskiego. Wyjechał na studia do Warszawy i tam aktualnie pracuje oraz mieszka.
Jak opowiada, to licealna koleżanka z Kielc zwróciła mu kilka miesięcy temu uwagę na to, że przy granicy polsko-białoruskiej bardzo potrzebna jest pomoc medyczna. I tak narodził się pomysł stworzenia grupy Medyny na granicy.
Pomogli 300 uchodźcom: To były surrealistyczne sytuacje
Medycyny w trakcie ponad 40 dyżurów przy granicy pomogli 300 osobom. Za najbardziej poruszające interwencje Jakub Sieczko uważa te z udziałem dzieci.
– To były takie sytuacje surrealistyczne kiedy zespół w środku lasu spotykał 16 płaczących dzieci – najmłodsze roczne, którym niestety można było pomóc tylko w ograniczony sposób – wspomina anestezjolog. Jak dodaje, najlepszym, ale niemożliwym rozwiązaniem w takich sytuacjach było by nakarmienie maluchów, ogrzanie i zabranie je w ciepłe miejsca.
Medycyny uratowali też życie kilkunastu uchodźcom, którzy byli w stanach bezpośredniego zagrożenia życia. Osoby te zostały przetransportowane ambulansem do szpitala.
Niektórzy uchodźcy byli na granicy życia i śmierci
Tak było w przypadku kobiety w głębokiej hipotermii z temperaturą 28.8. Doktor wspomina też 60- letniego mężczyznę na granicy życia i śmierci.
Dyżury na granicy nie były dla medyków niosących pomoc wyzwaniami medycznym, ale były trudne pod względem psychicznym i fizycznym, gdyż niektóre interwencje trwały wiele godzin.
Trudne dla lekarzy było również to, że spotkani przy granicy ludzie mieli przeróżny wachlarz chorób – uchodźcy często wymagali pomocy specjalisty w danej dziedzinie, w szpitalu, co było nierealne.
– Dlatego trzeba było się na wszystkim znać – przyznaje Jakub Sieczko. Opowiada, że mężczyźni mieli m.in.: problemy urologiczne, a kobiety ginekologiczne.
Lekarz pytany o akty agresji, zapewnia, że w czasie trwania misji, medycy bezpośrednio się z nią nie spotykali …choć w ostatnich dniach nieznane osoby zniszczyły auta grupy.
Ten kryzys nie skończy się za tydzień czy miesiąc
Medyków na granicy zastąpił zespół Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Kolegom Z PCPM grupa Jakuba Sieczko przekazała: sprzęt, leki, telefony, ale i własne doświadczenia i spostrzeżenia. Opowiedziała również o swoich błędach.
– Czy ja tam wrócę ? Nie wiem jeszcze…Na razie mam poczucie, że przekazaliśmy misję dobrze przygotowanej organizacji…Ten kryzys nie skończy się za tydzień czy miesiąc….tam trzeba długofalowej pomocy humanitarnej – podsumowuje dr Jakub Sieczko.